Rany domowej porcelany

Performance Platform Lublin 2024

--

O performensie Dariusza Fodczuka “Rozmowa z synem”

Wchodzimy do sali. Widzimy mężczyznę i starszą kobietę, a za nimi wysoką konstrukcje z przedmiotów codziennego użytku. Rzadko kiedy na scenie możemy zobaczyć takie międzypokoleniowe duety. Artysta przedstawia widowni siebie i swoją matkę. Niedawno oboje stracili bliską im osobę — ojca i męża.

Część pierwsza — “Odpowiedzi”
Matka artysty zwraca się do syna “No to zrób coś” i siada na widowni. Na scenie zostaje sam artysta i konstrukcja. Wysoka wieża zbudowana z przedmiotów przywołuje myśl o domu.

Artysta ciągnie za linę owinięta wokół dołu konstrukcji. Jej rozwijanie powodując chyboczący ruch platformy. Do przodu i wokół własnej osi.
Niebezpieczne wiruje przed publicznością. Nagle połowa wieży spada z wielkim hukiem na podłogę. Naczynia rozbryzgują się na drobne kawałeczki. Fala dobiega do pierwszego rzędu widzów.
Teraz podłoga pokryta jest dywanem odłamków i rozrzuconych przedmiotów.

Artysta ciągnie konstrukcję dalej. Każdy ruch platformy musi zmierzyć się z napotykanymi przeszkodami. Wydaje się, że zdekonstruowana wieża może zakończyć swój taniec w każdym momencie. W pewnym momencie poddaje się i jej zawartość dołącza do reszty leżących przedmiotów. Gdy już nic nie zostaje na platformie artysta zaczyna obracać przedmiotami, kręci nimi jak planetami. Jeździ krzesłem niby pługiem i powoduje większy chaosu w już i tak zastanym bałaganie. Zatrzymuje się. Artysta swoim ciałem zaczyna wsuwać się na taflę usłaną z potłuczonej porcelany.
Ostre, nieregularne kawałki pobitych naczyń wbijają się w miękkie ciało performera. I na to wszytko oprócz widowni patrzy też jego mama. Artysta przetacza się po przedmiotach, łapie kontakt cielesny nawet z tymi, które mogą go zranić. Szuka pośród tych przedmiotów bliskości, ale jej nie znajduje. Zamiast tego rani swoje ciało porcelanowymi odłamkami…

Część druga: Pytania

Teraz zmiana. Na podobnej platformie stoi krzesło. Artysta usadawia tam swoją matkę. Po chwili zaczyna ją ciągnąć niczym balast dalej tarzając się po pozostałościach kuchennej zastawy. Podest podobnie z trudnością przemierza przeszkody.

Część trzecia: Pytania i odpowiedzi

Nie widzimy ran, nie wiemy ile kawałków szkła pchłonęło ciało performera. Światła gasną i po ich zapaleniu widzimy krwawiącego performera. Krew na ramieniu, a potem kolejne strugi pojawiające się na czole.

Matka:
“Ale jesteś zakrwiawiony, ale jesteś zakrwawiony.”

Syn:
“Czym jest sztuka ?”

Matka zaczyna opowiadać zmieniając temat i wyjaśniając skąd wzięła się w performansie. Opowiada o śmierci męża 30 kwietnia 2023 roku. O tym, że to jej mąż jeździł i robił performanse z synem Dariuszem. A po jego śmieci, że to ona zaczęła brać w tym udział.

“Zmarł półtora roku temu, to nie jest tak, że się zapomina, to ciągle jest bolesne.”

Dalej opowiada o córce i synu — o tym że ma cudowne dzieci, które się nią opiekują, o ich twórczości. Jest pełna radości, że te dzieci są kimś i dają radość innym osobom. Jest z nich dumna.

Syn:
“Mamo, a co to jest sztuka czy to coś mądrego, coś pięknego czy głupiego?”

Matka:
“A może być i mądra i piękna, ale i głupia. […]Sztuka ma nas czegoś nauczyć nie może być nie wiadomo czym.”

Światło gaśnie.

Matka:
“Ale ty jesteś Darek teraz pokrwawiony. Na tym się pokrwawiłeś?”

Koniec występu…

Przez całe życie często ciągniemy swoje pogmatwane relacje z rodzicami jak balast, jak platformę, którą przemieszczał artysta. Dom, który powinien być naszym wsparciem często jest naszym obciążeniem ciągnącym w dół przez całe życie. Szukając miłości często jesteśmy poranieni. Jak często ta miłość rodzinna jest jak te pobite naczynia z performansu, potłuczone, ale niezdarnie posklejane, pełne niedoskonałości, dziur, zgubionych kawałów?Akceptujący i kochający rodzic to podstawa, która zapewnia nam zdrowy rozwój. Na takiej miłości budujemy swoją samoakceptację i swoją wartość.

Centrum każdego ludzkiego wszechświata, od którego zaczyna się życie, jest matka. Z tej miłości każdy bierze początek swojej galaktyki. Każdy bierze rdzeń od matki. Miłość matki powinna być pierwszym paliwem w życiu człowieka, lecz nie zawsze ona nią jest. Jak czule jest usłyszeć słowa matki, która akceptuje, rozumie, jest dumna w całości nie tylko wybiórczo, z niektórych dokonań? Nie narzeka na nie, ale docenia ich starania. Nie stawia większych oczekiwań, jest spełniona tym jacy są obecnie, tym co dają jej obecnie?

Szczery monolog matki performera jest czymś najpiękniejszym tego wieczoru. Jest momentem świętym. Jest świętą miłością. Czułą i szczerą. Otworzyła się tam tylko na moment, dla nas i dała wgląd w siebie.

Myślę, że ten performans mógł przyprawić nas o rozbryzg na tysiąc kawałeczków.

Wiktoria Rółkowska

Fot. Karolina Sołtys

--

--

No responses yet